Z deszczu pod rynnę? |
|
Obok zmagań sportowców i przygotowań do Euro 2012 dokonuje się zmiana na stanowisku pierwszego głosu polskiej piłki. Wreszcie, czy niestety?
Dariusza Szpakowskiego albo się kocha, albo nienawidzi. Dania przez niego serwowane konsumowaliśmy w odświętnej atmosferze. Nic dziwnego, bo też sam tembr jego głosu i klika wytartych frazesów zaznajamiało nam: o ho, dzieje się coś ważnego. Właśnie z uwagi na niecodzienny klimat jego wystąpień, pan Dariusz zyskał sobie tylu fanów. Ale tak to jest, gdy jesteś na szczycie – masz co najmniej tyle samo przeciwników, co zwolenników.
Sam zaliczam się do tych anty. Jak każdy przeciętny Polak uważam się za znawcę piłki nożnej i jako znawcę, razi mnie strasznie wiedza (a w zasadzie jej brak) oraz nieumiejętność czytania gry i podążania za nią „Szpaka”. Wymiar, w którym naczelny komentator TVP postrzega piłkę jest najbardziej spłaszczony, jak tylko się da. Co gorsza – sposób postrzegania futbolu przez niego przekłada się z pewnością na postrzeganie futbolu przez nas wszystkich, a co za tym idzie... także piłkarzy. Czy można go obarczyć winą za katastrofalny stan polskiej piłki? Z przymrużeniem oka na pewno.
Stąd cieszyłem się niezmiernie z wszystkich zwiastunów emerytury pana Szpakowskiego. Od dłuższego czasu zasłużony głos nr 1 dzielił się po równo spotkaniami ze swoim następcą, Maciejem Iwańskim. Jeśli kadra grała dwa mecze pan Dariusz brał ten bardziej prestiżowy. I oto, nastała wiekopomna chwila – tym razem nie komentował żadnego z nich.
Ale gdy już nastał długo wyczekiwany moment zrobiło się trochę smutno. Tym bardziej, że jego następca to żaden wirtuoz mikrofonu, co najwyżej – dużo mądrzejszy, bardziej oczytany, lepiej rozeznany w piłce. Ale brakuje mu klimatu. Tego klimatu...
Szymon Woźniak Specjalista ds. komunikacji |
|